Duszpasterstwo Młodzieży Akademickiej i Szkół Średnich

przy parafii Św. Rodziny
ul. Monte Cassino 68
we Wrocławiu

 

O moim Przystanku Jezus

 

Zastanawiam się, co sprawia, że za każdym razem (3 razy), kiedy wracam do domu z pola woodstockowego, jest mi tak bardzo szkoda, że to już się skończyło. Dziś wydaje mi się, że w końcu odkryłam to, co jest tą niespotykaną nigdzie indziej wartością, której niedosyt czuję po powrocie do Wrocławia.

Sądzę, że to atmosfera niesamowitego autentyzmu ludzi, którzy tam przyjeżdżają na Przystanek w Żarach - i to zarówno na Przystanek Woodstock, jak i na Przystanek Jezus. Choć może ci pierwsi za często potrzebują przeróżnych "wzmacniaczy" czy też "rozprężaczy", by odważyć się być sobą. Może dlatego, że w chwilach, kiedy próbowali "być sobą" w ich codziennym świecie, byli zazwyczaj narażani na odrzucanie, i teraz potrzebują dodatkowych środków, by uaktywnić swoją otwartość.

Tego poruszającego autentyzmu doświadczam szczególnie w rozmowie, opartej na otwartości, dotykającej samej głębi osoby. W takiej rozmowie czułam, jak ludzkie serce niemal automatycznie dochodzi do stanu, gdy człowiek jest szalenie chłonny na to, co rzeczywiście jest cenne dla niego, i co mogłoby stać się jego sensem życia.

Wychodząc z założenia, że człowiek jest stworzony na wzór i podobieństwo Boga, przyjmuję, że w każdym z nas została zaszczepiona istota dobra. Dobro to jednak zostało skażone przez grzech pierworodny, który sprawia, że łatwiej nam popełnić zło, niż dobro. Stąd więc człowiek, będąc autentycznie sobą, odzwierciedla w swoich skłonnościach i zachowaniu te dwie skrajności. Osoba, żyjąca w prawdzie o sobie, w pełni uznaje wewnętrzną walkę między dobrem i złem w sobie. Jej autentyzm sprawia, że jest gotowa wyrażać to. Często jednak nie potrafi o tym mówić i szuka różnych innych sposobów.

Dzięki tej szczerej i autentycznej ekspresji siebie, osiąga się łatwiejszy dostęp do tego, co dzieje się w człowieku, niż wtedy, kiedy jest ona zniekształcana. Posiadanie zaś takiego kontaktu z własnym wnętrzem jest podstawą w podejmowaniu świadomych decyzji, które są oparte na bardziej kontrolowanym, osobowym wyborze, na doświadczeniu wolności w sterowaniu sobą w określonym kierunku. Stąd też autentyzm okazuje się bardzo cenną wartością. A właśnie ludzie na Przystanku Woodstock i Przystanku Jezus jasno dostrzegają i pokazują to, co w nich dobre oraz zauważają i uznają to, co w nich złe.

Często jednak młodym ludziom z Woodstocku brakuje prawidłowych wzorców i odpowiedzialnych mentorów życia dojrzałego, którzy pomogą im poradzić sobie z ich często licznymi, życiowymi zranieniami. Stąd na żarskim polu można spotkać tak wiele przejawów negatywnych wyborów młodych ludzi. Lecz dla mnie takie obrazy są przede wszystkim ewidentną oznaką wołania o pomoc, o obecność przy tych zagubionych jednostkach. Obecności tych, którzy w swojej autentyczności pokażą drogę swoich pozytywnych wyborów i będą gotowi do towarzyszenia w wyborach, podejmowanych przez innych.

W okolicznościach autentyzmu rozmową bardzo szybko dotyka się istotnych problemach, a schodząc do najgłębszego poziomu otwartości, łatwo dotyka się prawdziwej istoty człowieka, czyli jego serca. Stąd tam, wśród tych ludzi na placu, w drodze do niego czy w kościele, dzieją się wielkie rzeczy, głębokie przemiany.

Uczestnictwo w tym świecie autentyczności to dla mnie wielki dar, niespotykane bogactwo i swoiste źródło umocnienia dla codziennego bycia wśród współczesnej młodzieży. Jestem wykładowcą psychologii, i każdego roku akademickiego dane mi jest mieć osobisty kontakt z blisko tysiącem studentów różnych kierunków. Ze względu na specyfikę przedmiotu, którego nauczam tym, co uznaję za istotne, jest moja własna postawa w podchodzeniu do tego, co przekazuję i do tych, do których to kieruję.

W swoim nauczaniu chcę nie tylko przekazać wiedzę, ale przede wszystkim pokazać, jak ta wiedza może służyć w życiu, w realizowaniu zasad, praw naturalnych, dla stawania się i bycia człowiekiem. Uznałam więc za ważne, bym i ja żyła autentycznie tym, co uznaję za słuszne w wykładanej wiedzy, realizując wiernie zasady, prawa naturalne - a więc Boże - w stawaniu się i byciu człowiekiem. Taki cel może być osiągnięty tylko w atmosferze opartej na autentyczności, zaufaniu, prawości, uczciwości.

W życiu codziennym, we współczesnym świecie trudno o autentyczność. Powszechnie - w pracy, na uczelni - szczere, otwarte bycie sobą, nie jest promowaną zasadą. Ilość obłudy, pozoranctwa, a wręcz oszustwa w relacjach ludzi dorosłych, w pracy, szkole, na uczelni, a nawet w rodzinie czy wśród znajomych - jest dla mnie dla mnie rażąca. Taka atmosfera tłamsi autentyzm tych, którzy pełni ufności wchodzą w świat dorosłych.

Kiedy po raz pierwszy wróciłam z Żar, z Przystanku, zdałam sobie sprawę, jak strasznie jednostronnie negatywnie przestawia się młodych z Woodstocku. A w sumie różnica między tym, co jest na żarskim polu i tym, co ma miejsce w "porządnym" świecie sprowadza się do tego, ze ci z Woodstocku uznają wszystko, co ma miejsce w ich życiu i nazywają po imieniu dobro i zło; dla tych "pod krawatem", w szpilkach i z "tapetą" na twarzy, ze sztucznym uśmiechem - wszystko jest względne i wszelkie kłamstwa, uprzedmiotowienie człowieka - jest dozwolone, by wyjść na swoje. Nawet jeżeli na Woodstocku spotyka się objawy znacznej demoralizacji, to według mnie wcale nie jest ona większa niż ta, która istnieje w życiu codziennym tych "porządnych" ludzi. Im jednak brak odwagi. albo zasad czy wartości, które kazałyby uznać je tak otwarcie, jak dzieje się to wśród ludzi na Woodstoku.

Stąd dla mnie woodstokowicze, ludzie żyjący zasadami autentyczności, są wspanialsi, niż ci uważający się za "porządnych". Powiem nawet, że wśród nich czuję się pewniej, bo wiem, czego w danym momencie mogę się od nich spodziewać, a przez to kontrolować i bronić się przed ewentualnym złem. A o taką przewidywalność, niestety, często trudno w pełnej gry pozorów "układności porządnych ludzi". Aż szkoda pisać, ile chamstwa, niemoralności spotykam wśród tych ludzi, i jak grzecznie się to ugładza - ohyda. Wolę jawność dramatu walki dobra i zła w człowieku.
Żyjąc aktywnie we współczesnym świecie, często czuję, jak ulegam prądom tego życia, i jak mój autentyzm pokrywa się kurzem, jak ulegam tendencjom szeroko modnego pozoranctwa. I zauważam, ze zarówno brak autentyzmu innych, jak i moje spłycanie w takim byciu, prowadzą do zniechęcania w podejmowaniu i trwaniu w kontaktach z innymi, do rezygnowania z rozmowy o ważnych sprawach. Zaś na Woodstocku wyraźnie nadrabiam braki w tej potrzebie i w takim byciu.

Jest to szalenie ważne także dlatego, że przy okazji mogę sama wejść w głąb siebie i poodkrywać parę rzeczy, które w pośpiechu i obłudzie tego świata nieco wyparłam czy stłamsiłam, albo też z różnych przyczyn ich znaczenie dla mnie osłabło.

Ten autentyzm ludzi z Woodstocku jest też wzorem i mobilizacją do bycia takim otwartym dla mnie i wielu innych z Przystanku Jezus. Potrzebuję ciągle uczyć się i wzmacniać w sobie wartość bycia autentycznym. Wybierając autentyczność jako z jedną z najcenniejszych wartości w moim życiu, bardzo potrzebuję takiego ożywienia autentyzmu we mnie, jaki dokonuje się w Żarach.

Panujące w świecie dorosłych zasady, nastawione na osiągnięcie sukcesów życiowych czy zawodowych, dewaluują wartość autentyczności i oduczają młodych ludzi takiej postawy. Pracując na co dzień z młodymi wierzę, że moje ożywienie autentyzmu przez pobyt na Przystanku w Żarach, może być próbą przełamywania współczesnych negatywnych tendencji dla bycia sobą.

To, co jeszcze jest dla mnie ważne na Woodstocku to fakt, że widzę, jak ci ludzie potrzebują rozmawiać o tym, co dla nich ważne; jak potrzebują akceptacji tego, jakimi są, ze strony ludzi z Przystanku Jezus. Stąd ważne, by tych z Przystanku Jezus było jak najwięcej, i by byli oni jak najbardziej naznaczeni Jezusowym piętnem.

Człowiek tak samo, jak potrzebuje czuć się akceptowanym, tak samo potrzebuje być potrzebny innym. W ten oto sposób potrzeby tych z Przystanku Woodstock i z Przystanku Jezus są nie tylko uzupełniające się, ale też równie ważne. My, Przystankowicze, potrzebujemy siebie nawzajem.

Mocno odczułam to, jak wiele dali mi ci, z którymi dane mi było rozmawiać o Bogu. Cały czas przepełnia mnie wielka wdzięczność (i swoista łączność) wobec tych, z którymi rozmawiałam, i z którymi mogłam się zatrzymać w ich drodze do poznania i przyjęcia Pana do swego serca.

To naprawdę niesamowite: uczestniczyć w otwieraniu się tych ludzi, doświadczać ich przemiany wobec mocy kerygmatu. W moim zawodowym kontakcie z ludźmi, często dane jest mi obserwować przemianę w człowieku, dokonującą się pod wpływem stosowanej wiedzy i umiejętności psychologicznych. Jednak w czasie ewangelizacji zdecydowanie skupiam się na kerygmacie, odstawiając te ludzkie sposoby i jestem zadziwiona, jak skutecznym narzędziem w przemianie człowieka jest moc Boża, objawiana w głoszeniu kerygmatu.

Uczestnicząc w decyzji zmiany życia ludzi z Woodstocku pod wpływem głoszonego kerygmatu, słysząc słowa ich poruszenia, wdzięczności czy wyznanie: "w tej rozmowie czułem się jak wniebowzięty" - trudno nie doświadczać szczęścia łaski wiary.

W tej woodstockowej ewangelizacji ogromnie buduje się moja wiara, mogąc zobaczyć, jak pięknych rzeczy Bóg dokonuje, posługując się właśnie mną (i to nie ze względu na to, kim jestem, ale jaka jestem). Dostrzegając, jak mogę być skutecznym narzędziem w ręku Boga, choćby w jednym czy paru przypadkach, nie wątpię, że w moich planach wakacyjnych, Przystanek Woodstock powinien pozostać priorytetem.

Zauważyłam też coś jeszcze po swoim trzykrotnym pobycie na Przystanku Jezus na polu woodstockowym. Kiedyś (podobnie jak wielu innych) wyraźnie podkreślałam, że jadę czy byłam na Przystanku Jezus, a nie na Przystanku Woodstock. Brzmiało to jak obrona przed identyfikowaniem się z ludźmi z Przystanku Woodstock, którym w większości przypisywano złą opinię. Sądzę, że było w tym też trochę z pychy bycia nie tyle innym, co lepszym. Teraz czuję, że przestał być dla mnie istotny ten podział ze względu na samą nazwę, i że doświadczam pewnej całości między nami - a nawet cieszę się, że doświadczam takiej jedności z tymi ludźmi. Po Przystanku Jezus wzrasta nie tylko moja wiara, ale również moja odwaga i ożywa autentyzm.

Myślę więc, że takie "warsztaty z autentyczności", które można przeżyć na Woodstocku, przydałyby się wielu tzw. "porządnym" ludziom, w tym zwłaszcza nauczycielom i ludziom Kościoła. Woodstockowe pole to zdecydowanie miejsce, gdzie obecność Kościoła (i to zarówno księży jak i ludzi świeckich, których Panem jest Jezus) jest nie tylko ważnym, ale oczywistym zadaniem. Dla mnie ludzie, którzy rozważali uczestnictwo w Przystanku Jezus i zrezygnowali z tej obecności, odrzucili w rzeczywiści atrakcyjne zaproszenie na ucztę wydawaną przez Pana. Na szczęście jeszcze nie jest za późno i - da Bóg - dożyjemy następnego Przystanku Jezus.

Ela Szumiło
Wrocław, wrzesień 2003 r.

<- powrót